Rozporządzenie MEN w sprawie zadań domowych w Szkołach Publicznych
Po zapowiedzi nowej Pani Minister Edukacji oraz potwierdzeniu tego przez Pana Premiera Donalda Tuska, likwidacji zadań domowych w szkołach, zagotował się INTERNET, a w telewizjach coraz więcej debat dotyczy właśnie tej kwestii. Słuchając tego całego lamentowania, przestróg, zdziwienia i wreszcie radości co poniektórych, mam potrzebę, aby temat trochę uporządkować. Bądź co bądź, o zadaniach domowych już sporo pisałem i mówiłem. Mam poczucie, że idziemy w dobrym kierunku, ale po kolei.
Destrukcyjny wpływ zadań domowych
Jeśli ktoś ma dzieci w wieku szkolnym i widzi, jak wyglądają zadania domowe, to nie powinien mieć większych problemów z tym, aby zgodzić się, że są po prostu bezcelowe. I nie do końca chodzi o to, że one nic dzieci nie uczą, że nie utrwalają wiedzy czy nie przypominają tego co dzieci uczyły się w szkole, bo coś pewnie z tego jest. Niemniej jednak biorąc pod uwagę destrukcyjny wpływ na motywację dzieci, czy też generowanie konfliktów między dziećmi i rodzicami, to nie ulega wątpliwości, że nie są one warte poświęcenia uwagi i lepiej faktycznie, żeby ich nie było.
Zadania domowe a AI
Same zadania domowe jako takie nie są problemem, ale problem jest ich „jakość”, to jakie one są. Najczęściej polegają one na wykonywaniu bezmyślnie zdań w książkach, jakie proponuje dane wydawnictwo. Niestety dzieci są pozostawione same sobie w tym dziele, bo nie można wymagać od rodziców, że będą nad każdym zadaniem razem z dzieckiem siedzieć. Szkoła, a raczej nauczyciele niestety zadawaniem takich zadań często wysługują się rodzicami. I to nie jest winą nauczycieli do końca, bo to podstawa programowa jest tak obszerna, że po prostu nie sposób wykonać wszystkich zadań w ramach zajęć dydaktycznych.
Dodatkowo współczesna technologia w postaci Chata GPT i całej AI jest najlepszym przyjacielem ucznia, i całe zadania są tak naprawdę robione z wykorzystaniem tejże technologii. To bardzo nie zmieniło się, bo przed erą AI zadania były po prostu spisywane ze stron internetowych. Zapytać zatem warto zwolenników zadań domowych, jaki widzą w tym efekt dydaktyczny? Niestety, uczniowie opanowywali do perfekcji zdolność „oszukiwania”, a może radzenia sobie w trudnej sytuacji. Pomysłodawcom zadań domowych chyba nie o to chodziło?
Odgórne sterowanie
Z drugiej strony, jeśli zastanowić się nad sposobem, w jakim obecna władza chce ten temat rozwiązać, to próba likwidacji problemu poprzez rozporządzenie wydaje się lekko absurdalna. To czy zadanie będzie zadane czy nie, nie może wynikać z odgórnej decyzji ministra, ale powinna to być indywidualna sprawa nauczyciela, który przecież ostatecznie decyduje o metodyce danego przedmiotu. Takie odgórne sterowanie trąci komuną.
Zadawanie lub niezadawanie zadań domowych jest częścią metodyki, a regulowanie jej z poziomu ministra jest po prostu absurdalne.
Niemniej, sympatyzując z p. Minister można dojść do przekonania, że może ma rację, bo zmiana podejścia metodycznego potrwałoby tak długo, że moglibyśmy nie doczekać się realnych rezultatów. Tymczasem akt prawny można wydać szybko i skutecznie. Obawiam się jednak, że skutkiem ubocznym może być frustracja nauczycieli, którzy będą mieli poczucie, że nowa władza chce odgórnie dyktować, jak mają uczyć (ciśnie się na usta – nie mówcie nam jak mamy żyć). Takie zarządzanie raczej nic dobrego nie wróży.
Przerzucanie odpowiedzialności na rodziców
Wracając do samych zadań domowych, warto zwrócić uwagę, że zadania domowe wraz z korepetycjami, w obecnym systemie stanowią kluczową rolę w przerzucaniu odpowiedzialności za naukę na rodziców. I to nie jest wina nauczycieli czy dyrektorów szkół, ale właśnie systemu edukacji w Polsce, tego, że są przepełnione klasy, zmęczeni natłokiem biurokracji nauczyciele, którzy dodatkowo mają presję ogromu materiału w podstawie programowej. Aby zatem zrealizować tak rozbudowany program, nauczyciele zmuszeni są do zadawania zadań, dzięki którym udaje się uniknąć katastrofy jego niezrealizowania.
Czy samo niezrealizowanie programu jest dobre, czy złe w obecnej sytuacji to już inna kwestia.
To wszystko wygląda jak rozpadająca się budowla, dla której ratowania podpieramy walące się ściany podporami, zaklejamy plasterki, chuchamy, żeby w miarę stabilnie stało. Wystarczy jednak, że zabraknie tych doraźnych środków, albo coś jednak nie wytrzyma naprężenia i runie.
W szkole INFINITY Kids & Adults, w której uczymy języków obcych, matematyki i programowania, zdań domowych nie ma. Raz, że są to dodatkowe zajęcia i same w sobie już są dodatkowym „obowiązkiem” poza szkolnym, dwa – wszystko, czego dziecko ma się nauczyć dzieje się na samych zajęciach.
Podsumowując, problem jest mocno złożony i nie ma jednego dobrego rozwiązania. Samo to, że coś w temacie edukacji się dzieje i że rządzący podejmują jakieś kroki to już dobry znak. Wielokrotnie na temat zadań domowych i ich bezcelowości się wypowiadałem i myślę, że ta decyzja to krok w dobrą stronę. Nie mamy jednak jeszcze konkretnego tekstu, to rozporządzenie nie zostało jeszcze napisane, a jest na etapie konsultacji społecznych do 26 lutego br. Zatem jeśli będzie to język nakazowy „nie wolno”, „zabrania się” itp, to może to zaszkodzić w równym stopniu, co pomóc. Moim zdaniem powinno być to napisane językiem, sugestii. A jeśli mówimy już o zakazach to może powinno ono dotyczyć weekendów i świąt? To co Szkoła, nauczyciele i dyrektorzy teraz potrzebują to poczucia zaufania i wiary Ministra w ich zdrowy rozsądek i wyczucie tematu.